(artykuł) Czwartek, 17 grudnia 1970 r.

KlemensII
Posty: 290
Rejestracja: 6 mar 2005, o 08:17

(artykuł) Czwartek, 17 grudnia 1970 r.

Postautor: KlemensII » 17 gru 2006, o 19:36

Może się mylę, ale ROMO z rezerwistów ,byłych żołnierzy WOP i batalionów centralnego podporządkowania, a formacje składające się z nieetatowych funkcjonariuszy oddziałów zwartych nazywano NOMO, a nie ROMO.Te ostatnie formacje wykorzystywano do osłony tyłowej i do patroli dopiero w 1981 r.
Awatar użytkownika
Słoń_77
Posty: 1189
Rejestracja: 27 sie 2005, o 13:48
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: Słoń_77 » 17 gru 2006, o 22:53

A o zajściach pod Urzędem Miejskim. Trwały kilka godzin, w wyniku podpalenia spłonęły pomieszczenia archiwum, podpalono kilka przypadkowych samochodów.
Awatar użytkownika
Schulz
Expert
Posty: 1381
Rejestracja: 10 lis 2005, o 22:16
Lokalizacja: Stettin-Scheune, Berliner Chaussee

(artykuł) Czwartek, 17 grudnia 1970 r.

Postautor: Schulz » 18 gru 2006, o 03:21

17 grudnia miałem wolny dzień. Wiedząc już o wydarzeniach w Trójmieście ( z radia W E, a także osobiście od Ojca, oficera WP), wyszedłem w godzinach rannych na miasto, mieszkałem wtedy przy Jedności Narodowej. Ponieważ wokół słyszałem, że port idzie do stoczni, powędrowałem w kierunku Mostu Długiego. Tam nic się nie działo. Ok. południa od strony Wałów nadjechała kolumna samochodów wojskowych. Ale widok, powybijane szyby, poobijane burty, uszkodzone plandeki, wszystkie z 25 pułku czołgów, w którym służyłem jeszcze w kwietniu tego roku. Kierowcy byli z Komp. Transportowej, poznali mnie, wołali: „Jasiu, nie idź do góry, bo tam walki uliczne, my uciekamy do jednostki”. Ja oczywiście, wdrapałem się koło zamku do góry i stanąłem w tłumie koło wieży zamkowej przy Korsarzy. W oddali widać było poprzez plac nadchodzący ulicą Matejki wielotysięczny tłum. W tym samym momencie od strony Wielkiej ulicą Farną nadjechało ZOMO w wojskowych ciężarówkach. Milicjanci spieszyli się i osłonięci tarczami ruszyli na idący pochód. Miałem za sobą zajścia z 1968 roku i byłem w środku rozpędzanego tłumu młodzieży na Obrońców Stalingradu. Toteż nie dawałem robotnikom żadnych szans (nie wiedziałem przecież jak przebiegało starcie koło stoczni). Ku memu zdziwieniu po pół godzinie ostatni milicjanci, gubiąc po drodze tarcze, w biegu wskakiwali do cofających się ciężarówek. To, co później się działo oglądałem z okna klatki schodowej wieżowca przy narożniku Niepodległości i Pl. Żołnierza. Na dole nie szło się przecisnąć. Najpierw było dużo krzyków, rzucania kamieniami, potem poleciały butelki z benzyną i gmach „czerwonego kościółka” zapłonął. Z góry widziałem jak podjechały skoty, usiłowały odgrodzić tłum od gmachu, ludzie nie dopuszczali straży pożarnej. Zlazłem na dół, bo w kioskach sprzedawali „Kurier”. Na pierwszej stronie artykuł o zajściach w Trójmieście i pierwszych zabitych. Pokazało się spieszone wojsko. Stanęli na Małopolskiej, jeden przy drugim, z karabinami w ręku umożliwili wjazd na podwórze straży pożarnej. Młodzi żołnierze byli z 41 pp. Nie odzywali się, wyraźnie wystraszeni. Ale na nich tłum nie reagował. Ja poszedłem wzdłuż Małopolskiej do Matejki. Zapadał zmierzch. Wlazłem na nasyp za torami (tam, gdzie są te bunkry). Od strony parku nadjechały kolejne skoty, jeden z nich palił się, ale jechał do przodu. Tłum wtedy już atakował gmach KWMO. Wtedy też rozległy się pierwsze strzały z broni maszynowej, sądzę, że po tym, jak szalupą rozbili drzwi wejściowe, ale ja tego nie widziałem. Jak usłyszałem strzały, przypadłem do ziemi i tyłem wycofałem się w stronę Małopolskiej i dalej biegiem na Wyzwolenia. Zamiast do domu poszedłem do Rodziców na Kr. Jadwigi. Ojciec był w domu, dostał wolne i polecenie nie ruszania się z domu. Jak mnie zobaczył, od razu dostałem opeer, a ty gdzie, przecież jest godzina milicyjna, dopiero co ogłosili przez radio. Wbił się w mundur, mnie za kołnierz (a miałem już 24 lata) i stanowczo oświadczył, że razem wracamy na Jedności. Ojciec, stary frontowiec, pewnym krokiem marszowym przeprowadził mnie przez ul. Krzywoustego, obok walących się szyb sklepowych, biegających z łupem żulików, przewracanych samochodów, potem przez pl. Zgody szybko dotarliśmy na Jedności. Do domu wrócił sam. Mimo wrogiego nastawienia tłumu do mundurowych nic mu się nie stało. Ja do późna w nocy oglądałem z balkonu ludzi plądrujących sklepy. Z okien rozlegały się pełne oburzenia okrzyki mieszkańców. Ale złodzieje nie zwracali na to uwagi. Uciekali, gubiąc po drodze łupy. Nad placem krążyły helikoptery i zrzucały gazy łzawiące. Tak minął dzień 17 grudnia.
Awatar użytkownika
Jan_Krzysztof
Posty: 1248
Rejestracja: 11 lip 2004, o 01:55

Postautor: Jan_Krzysztof » 20 gru 2006, o 00:13

17 grudnia 1970 roku.
Byłem w piątej klasie technikum na Klonowica. Po godz. 13 na przerwie po szkole rozeszła się wiadomość, że coś w mieście się dzieje. Została nam jeszcze jedna lekcja. Z niecierpliwością czekaliśmy na zakończenie zajęć by wyrwać się do miasta. Po zakończeniu lekcji szturmem ruszyliśmy do szatni. I tu czekała nas niespodzianka. Szatniarki wydały nam kurtki i płaszcze ale butów nam nie wydały (takie zarządzenie wydał dyrektor Knasiak). Ze szkoły mieli odbierać nas rodzice. Prawdopodobnie były trudności z powiadomieniem naszych rodziców bo po 15 dyrektor zgodził się na wydawanie butów uczniom. Przed opuszczeniem szkoły zalecona nam nie szwendania się po mieście tylko bezpośredni powrót do domów. Mieszkałem na Kr. Jadwigi przy Jagiełły.
Po obiedzie wyskoczyłem na plac Żołnierza. Było to ok. 17, ciemno na ulicach. Spalony budynek KW było obstawiony przez żołnierzy. SKOT-y stały przed budynkiem. Nie był to budujący widok. Na chodniku pod KW poniewierały się różne „śmiecie”. Poszedłem na plac Hołdu Pruskiego. Przed Komendą Wojewódzką MO na placu pełno ludzi. Krzyki. Stałem przy budynku redakcji szczecińskiej prasy. Słyszałem strzały jakie padały z okien komendy. W pewnym momencie od strony Malczewskiego przyjechały SKOT-y z dość dużą prędkością. Stanęły na zakręcie przy Bramie Królewskiej. Oddano z nich kilka serii w kierunku wieżowców przy Kaskadzie. Pociski świetlne przeleciały nad dachami tych budynków. Przeszedłem na Małopolską. Z tyłu Komitetu stał jeden wóz strażacki. Strażacy polewali budynek. Miałem wrażenie, że strażacy nie przykładali się do gaszenia. Strumień wody był taki cienki. Poszedłem dalej. Na Wyzwolenia od pl. Żołnierza jechały czołgi. Niektórzy przechodnie wygrażali żołnierzom. Zawędrowałem na plac Lotników. W PEWEX-się szyby były wybite. Sklep obrabowany. Wcześniej na wystawie stała Jawa CZ 350, nie raz śliniłem się do niej. Nie było śladu po niej. Zastanawiałem się kto ją zgarnął. Inne sklepu też miały powybijane szyby i były ograbione. Nawet taka „Telimena”. Zawędrowałem na plac Grunwaldzki. Lazłem środkiem. Od strony Komendy Miasta MO na Mazurskiej przyjechał konwój. Pierwszy jechał „gazik” a za nim kilka „nysek”. Strzelano gazem łzawiącym w kierunku chodników. Objechali plac kilka razy. Ja na środku placu byłem ignorowany przez milicję. Wszedłem w ul. Bogusława w kierunku pl. Zgody. Nagle przyjechały SKOT-y. Strzelano z nich. Ludzie kryli się po bramach. Kiedy odjechały lazłem w stronę domu dalej. Gdy doszedłem do placu Zgody zobaczyłem zatrzymujący się konwój pojazdów milicji. Z Nysek wyskoczyło kilku milicjantów. Jeden wyszedł przed konwój, stanął w pozycji strzeleckiej, wyciągnął z kabury pistolet, przymierzył się i oddał kilka strzałów wzdłuż Wojska Polskiego w kierunku kościoła Garnizonowego. Tego widoku nie zapomnę do końca życia. Szara strzelająca postać. Gdy milicjanci załadowali się do pojazdów i odjechali, ja jak najszybciej polazłem do domu. Tak się zakończył mój wypad na miasto wieczorem 17 grudnia 1970 roku.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 30 gości

cron