(artykuł) Piątek, 18 grudnia 1970 r.

Awatar użytkownika
Schulz
Expert
Posty: 1381
Rejestracja: 10 lis 2005, o 22:16
Lokalizacja: Stettin-Scheune, Berliner Chaussee

(artykuł) Piątek, 18 grudnia 1970 r.

Postautor: Schulz » 18 gru 2006, o 21:11

Wczesnym rankiem w piątek 18 grudnia, do pracy, zamiast budzika, obudził mnie dochodzący z oddali huk silników czołgowych. Nie mogłem się mylić, w końcu w jednostce czołgowej spędziłem ostatnie dwa lata. Do pracy na ulicę Twardowskiego, jak zwykle poszedłem pieszo. W centrum mijałem sklepy z porozbijanymi witrynami, niektóre zamiast szyb miały już założone dykty. Wewnątrz sprzątano to, co zostało po plądrujących wnętrza…, no właśnie, po kim? W powietrzu czuć jeszcze było smród gazów łzawiących. Ani śladu milicji i wojska. W pracy rozmowy na temat tego, co działo się wczoraj, przegląd prasy, tj. rannego Głosu i popołudniówki Kuriera. Prasa pisała ogólnie o zajściach, o konsekwencjach naruszania porządku publicznego (m.in. uchwała Rady Ministrów o zobowiązaniu organów MO, SB i innych organów do użycia broni, wprowadzeniu godziny milicyjnej). Trochę faktów, reszta propaganda. Praktycznie nikt nie pracował, ale na zewnątrz zakładu nikt nie wychodził, ani nie wyjeżdżał. Oglądaliśmy jeden z naszych samochodów, Żuk-blaszak, który został wykorzystany w nocy do przewozu rannych, być może zabitych, cały we krwi. Na polecenie kierownictwa stał zabezpieczony w garażu. Kierowca, jeszcze w szoku, wysłali go domu. Ok. 14, dostałem telefon, by odebrać córkę z przedszkola. Zwolniłem się i poszedłem na Kr. Korony Polskiej (przedszkole nr 2, na zapleczu kościoła). Szum silników czołgowych dochodził z oddali. Na ulicach dalej ani śladu milicji. Razem z córką wracaliśmy przez Jasne Błonia. Już z oddali było widać stojące przed U. Miejskim czołgi (wtedy to było Prez. M. Rady Narodowej). Załogi były wewnątrz. Na plac Dzierżyńskiego (teraz Armii Krajowej) przeszliśmy prawym przejście bramnym, nikt nas nie zatrzymywał. Tam też stał czołg, silnik pracował. Elewacja nad tym przejściem była wypalona, puste oczodoły okien, na ziemi jakies spalone resztki… Poszliśmy dalej alejami. Wchodząc na plac Grunwaldzki, usłyszałem szum silników, od razu poznałem, że to SKOT-y. Pełno tego było u nas w jednostce. Wyczułem zagrożenie, na placu stał tramwaj (solidaryzując się ze stoczniowcami, tramwaje stanęły o 930; w Kurierze, który miałem przy sobie, już o tym wspomnieli, na ostatniej stronie). Chwyciłem córkę na ręce i wskoczyłem do środka. Po chwili SKOT-y przemknęły wokół placu. Załoga, która była wewnątrz strzelała na oślep, rzucali granaty hukowe i z gazem łzawiącym, ludzie uciekali w panice, do tramwaju nie wszyscy się zmieścili. Za chwilę ich nie było, pojechali dalej Jedności w kierunku pl. Lotników. Wysiedliśmy i poszliśmy dalej, chusteczką zasłoniłem twarz córce. Smród, oczy łzawią. Nie uszliśmy daleko (a mieszkałem na Jedności pod 49. Znowu nadjechali, tym razem od pl. Lotników, być może ci sami. Znowu strzelali, wyraźnie widziałem, że do góry, w kierunku dachów. Wskoczyliśmy do bramy, nie pamiętam, 44 czy 45. Jak przejechali, szybko biegiem na nasze podwórze, do domu, córka płakała, nie mogłem jej uspokoić. I tak hałasowali do późna w nocy. Jak przejeżdżali pod naszymi oknami, to widziałem żołnierzy w panterkach, strzelających do góry (teraz mówią, że to była milicja, ale SKOT-y były przecież z 5 pp). Strzelali, bo jak się potem dowiedziałem jacyś g…niarze rzucali w nich cegłami z góry. Szykowała się kolejna bezsenna noc, z oddali dochodził szum odpalanych silników czołgowych. Tak zapamiętałem drugi dzień zamieszek w Szczecinie.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 27 gości