Przygoda zaczyna się na Słonecznym (a jakże, majestatyczne Heliosy), przenosi na Paradeplatz (mijamy Mikmaka, chyba też Extrę) aby skończyć fabułę gdzieś na ponurym Niebuszewie (bez pewności).Pewnego dnia, pewnych dwóch gostków: Franko - tytułowy bohater i Alex - jego dobry kumpel, stali na opustoszałej i ciemnej ulicy... Nagle Alex'a zaczepił pewien niepozorny gostek i przyłożył mu w twarz, Franko od razu zareagował na to i gdy już miał pokazać owemu tajemniczemu osobnikowi, że z jego przyjaciółmi się nie zadziera, pojawili się koledzy nieznajomego. Było ich kilka kroć więcej, a potężny Franko w jednej chwili leżał cały poturbowany na ziemi, lecz on nie dal za wygraną i postanowił zemścić się na nich, choćby miął zginąć. Zdesperowany wyruszył ponownie na owa ulicę i...
Początek lat sześćdziesiątych, każdy "porządny" licealista, który wszedł na herbatke, czy kawę, niekoniecznie do "Sorrento", wystarczyło np. do "Witaminki" na Obrońców Stalingradu, czy do "Różanki" w Parku Kasprowicza, mógł sie natknąć na kogoś ze "Stefanów" (ja zapamiętałem Tytusa, Romusa, Rufusa, ten ostatni miał chyba bliznę na twarzy, chyba od noża?, czarne skóry, dżinsy, oczywiście z Pewexu, buty bitlesówy, te już z prywatnych pawilonów na Wojska, czy z Placu Zwycięstwa, poruszali się na motorach). Jak się znało kogoś, kto ich znał, to nawet można było im postawić tą herbatę, czy kawę. Ja znałem.., nigdy nie spotkałem się z odmową. Reasumując, dobrze było ich znać, po Śródmieściu chodziło się pewniej i nikt cię nie zaczepiał.RychO pisze:Późne lata 60 –te. Na koloniach letnich koledzy opowiadają z przejęciem, a i ja co nieco dodaję. Sorrento, Banda Stefanów...
Oj tak. Pamietam stare czasy , jak jeździłem jeszcze na kocerty "metalowe", to Niebuszewo "rządziło". Jak byłeś z tej dzielnicy, to mogłeś liczyć na "specjlane traktowanie" nawet jak pierwszy raz na koncert jechałeś ... a jeśli z innej dzielnicy, to zdarzyło się nawet jakieś małe lanie. Na pewno w niektórych przypadkach ratowała nieznajomość topografii Szczecina ...Bundyman pisze:W czasach gdy ja dorastałem na niebuszewie (czyli poczatek 90-tych) to mialo się respekt w innych dzilenicach dzięki "pochodzeniu"
Hie, hie. Pamiętam i właśnie chciałem to przypomnieć . Teraz się śmieję, ale wtedy czasem nie było do śmiechu jak się szło na basen przez tory bez kolesi.Finki pisze:I spotkania Słonecznych ze Zdrojakami na nasypieWoytas pisze:"Chodziły" legendy o gościach z Parkowej. A o Łuczniczej też słyczałem wiele ciekawego. Pamiętacie bitwy Słonecznego z Dąbiem?.
....[W czasach gdy ja dorastałem na niebuszewie (czyli poczatek 90-tych) to mialo się respekt w innych dzilenicach dzięki "pochodzeniu" ]....Bundyman pisze:W czasach gdy ja dorastałem na niebuszewie (czyli poczatek 90-tych) to mialo się respekt w innych dzilenicach dzięki "pochodzeniu"
Albo respekt albo "agresywne przejawy niezadowolenia".
Ale mówiło się o "żelechowych" no i "łucznikach".
Ci drudzy byli najgorsi.Łucznicza/Sportowa/Zakopianska...te ulice były niedostępne dla zdrowo myślących i chodziło się tam tylko pod eskortą rodziców będąc w przychodni na Łuczników.
Legendy i niestworzone historie o tym rejonie opowiadaliśmy sobie na murkach i piaskownicach
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 11 gości