peter koenecke pisze: absurdalne bzdury jezeli chodzi o ten Wehrwolf , powstal na papierze ale nigdy nie zostal wprowadzony w czyn...
Przede wszystkim ustalmy raz na zawsze, piszemy Werwolf (wilkołak)
(Werwolf, der (im Volksglauben Mensch, der sich zeitweise in einen Wolf verwandelt, PC Bibliothek), [wg wierzeń ludowych człowiek, który od czasu do czasu zamienia się w wilka]
STAR66 pisze: W Szczecinie działały różne uzbrojone grupy w tym niemieckie ale największy problem był ze zwykłymi bandami. Ulica Dworska leży niedaleko stacji Gumieńce a tam trwały regularne bitwy o jej utrzymanie. Najgorsze były noce chociaż zdarzały się napady w ciągu dnia. Stacja ta była wówczas jedynym miejscem do którego po drewnianym moście docierały pociągi od strony wschodniej.
Temat nie jest mi szczególnie bliski, ale tu zgadzam się ze STAR66 (tzn. bliski, przecież mieszkam niecałe dwieście metrów od miejsca wydarzeń).
We wspomnieniach pierwszych szczecińskich osadników mówi się nawet o „bitwie o stację Scheune (Gumieńce)” Tu przybywały wszystkie pociągi z głębi Polski z osadnikami. Stacja mieściła się tuż przy linii demarkacyjnej oddalonej od stacji o ok. 200 m. Dokładnie za cukrownią na rozwidleniu dróg na wschód i w kierunku Przecławia. Dalej rozpościerał się teren okupowanych przez Rosjan Niemiec. Mimo, że nieopodal stały budynki koszar, które pamiętamy jako „koszary rakietówki”, Wojsko Polskie stacjonujące w Podjuchach nie zdecydowało się na obsadzenie tego punktu. Fakt ten wykorzystały bandy maruderów składające się z dezerterów radzieckich, niedobitków z oddziałów niemieckich, a także zwykłych bandytów narodowości polskiej. Obsadzili opuszczone poniemieckie koszary i rozpoczęli regularne ataki na stację mordując i rabując pasażerów, a także personel stacji i nadjeżdżających składów. Sytuacja stała się na tyle groźna, że po napadach w dniach 10-14 września 1945, w tym po spaleniu przez nich mostu pomiędzy stacją a dworcem głównym, zapadła decyzja o nie wpuszczaniu pociągów na lewy brzeg do czasu unormowania sytuacji. Bandy, których zaplecze stanowiły zabudowania nie zaludnionej wówczas wioski Kołbaskowo, zostały rozbite przez specjalnie ściągnięte siły wojsk radzieckich. Wystarczy poczytać u P. Zaremby (Walka o polski Szczecin), że „Byli to przeważnie Niemcy, którzy uciekli z radzieckiej niewoli, własowcy, paru Polaków oraz kilku dezerterów” (Zaremba, 1986, s. 331). Zaremba określa ich liczbę na „50 terrorystów". Nikt mi nie powie, że dowodzili Niemcy (czytaj Werwolf), a podlegali im Rosjanie i Polacy. O wydarzeniach tych i roli Werwolfu można poczytać w Wikipedii, ale autor tej publikacji chyba nie bardzo przemyślał, co pisze.
Nie po raz pierwszy cytuję publikację pt. Szczecin 1945-1946. Dokumente-Errinerungen. Dokumenty-Wspomnienia z 1994 roku wydaną w Rostocku w języku polskim i niemieckim, m.in. pod red. prof. T. Białeckiego. Na str. 342-348 opublikowane są wspomnienia Günthera Vandree, mieszkańca ulicy Gajowej [Am Gliendenkamp] na Gumieńcach. Pisze on tam, że 25.06.45 ostatni Rosjanie opuścili ulicę Dworską (miał na myśli oficjalną komendanturę) i na Gumieńcach została ustanowiona polska administracja. Od tego momentu zaczęły się napady na zamieszkałych tu Niemców. Vandree jako napastników wymienia Rosjan i Polaków. Wspomina o mordach na stacji Gumieńce. Jako napastników wymienia j. w.
Wydarzenia na stacji Gumieńce rozeszły się po całej Polsce. Uświadomiły zainteresowanym, że granica w tym miejscu praktycznie jest nie chroniona, co umożliwiało swobodne przejście przez zieloną granicę. Mordy i grabieże trawały nadal, no może nie na taka skalę (wiem o tym z pierwszej ręki, gdyż w ten sposób przekroczyły w grudniu 1945 na Gumieńcach granicę moja babcia i ciotka. Uszły z życiem, ale jak to się mówi przeszły granicę "gołe i wesołe").
A wracając do Werwolfu, może istnieli, może nie. Faktem jest, że na terenie Szczecina w pierwszych miesiącach po przejęciu miasta ukrywały się grupy sabotażystów, ale to byli dywersanci z regularnych oddziałów, a nie na chybcika organizowane grupy partyzanckie. Takie niestety nie miały w Szczecinie żadnego oparcia. Pewnym natomiast jest, że bandziorów wszelkiej maści w mieście i okolicy nie brakowało i właśnie brak stabilnej granicy wokół miasta do tego się przyczyniał.
A tak przy okazji, te dwa bataliony SS, co to za oddziały? Przecież teraz jednym kliknięciem można ustalić szczegóły. Przewijają się przez ten temat, ale nie mogę się doczekać, co to za rodzaj i numer jednostki.