Dobra opowieść Taki niejadek jak ja wolałby już głodować (zresztą to było moje ulubione zajęcie) niż zjeść podroby wieprzowe. Drobiowe zresztą też.zibip47 pisze:Przypomina mi sie tez rozpacz matki gdy po parogodzinnym staniu w kolejce przynosiła plucka wieprzowe i coś musiała z tego zrobić i robiła i my to jedliśmy.
Tak, stało się godzinami po byle co - co było, to się brało. A jakie kłótnie były! Już zapomniałam, że do ostatnich dni lat osiemdziesiątych tak było, tak się szybko człowiek przyzwyczaja do luksusu i traktuje go jak normalną rzecz. Dziś za to pełna rozpusta! Gorzej tylko z jakością mięsa - "kilo" mięcha zawiera tyle soli i innych substancji umożliwiających napompowanie go wodą, że aż strach. Inna rzecz, ze wielogodzinne kolejki w obecnej sytuacji po prostu zabiłyby konsumentów pracujących nieraz w kilku miejscach, w różnych godzinach oraz po godzinach pracy. Nie wyobrażam sobie takich kolejek i braków w dzisiejszej sytuacji.
Rzeźnik - jakie fajne staropolskie określenie Co do sklepów mięsnych o długowiecznym rodowodzie i z pięknymi kafelkami, to było i nadal jest ich w Szczecinie kilka. Jeden jest na ulicy Mazurskiej (pomiędzy placem Lotników a aleją Piłsudskiego), drugi na Piłsudskiego (pomiędzy placami Odrodzenia a Grunwaldzkim), następnie jest przerobiony na salon optyczny były rzeźnik, który został za tę koncepcję nagrodzony na Krzywoustego (pomiędzy Bolesława Śmiałego (teraz jest tam coś innego). Bodaj było też coś przy Bohaterów Warszawy 7. Potem jakieś ciuszki tam ulokowano, a teraz - nie wiem, nie przyglądałam się, choć tam czasem bywam. Choć był to rzeźnik najbliższy mojemu dziecięcemu miejscu zamieszkania, nie pamiętam kafelków. Może wcale nie były zdobne? Kurczę, nie pamiętam.