Postautor: Busol » 13 lut 2007, o 23:39
A tu jeszcze ciekawszy opis:
A tamten link to wersja na amige - szukam dla PC
Alex i Franko byli parą nierozłącznych przyjaciół. Obaj urodzili się w dosyć burzliwych czasach transformacji ideologicznej i własnościowej naszego pięknego kraju. Polska przepoczwarzała się z komunistycznej w jakąś inną postać a policja zagubiła się w tym wszystkim na tyle, by nie potrafić znaleźć miejsca w nowej rzeczywistości. Dorastali w czasach, gdy rządziły chaos i siła. Gdy nasi bohaterowie byli jeszcze bardzo młodzi, zawierucha przemian rzuciła ich do wspaniałego, portowego miasta - ojczyzny przemytników. Szczecin, a szczególnie jego pewne dzielnice, nie należały do najbezpieczniejszych. Obaj młodzieńcy, kochający sport ponad wszystko trenowali więc zawzięcie modne, dalekowschodnie sztuki walki, dla dobrej kondycji, własnego bezpieczeństwa i szpanu. Wyjątkowo lubili wieczorne przechadzki po ciemnych szczecińskich uliczkach. Zawsze trafił się jakiś nowy dealer, próbujący wcisnąć nieświadomemu dzieciakowi darmową porcję LSD, z którym można było ubić dobry interes na naganianiu klienteli. Także tego wieczoru wybrali się poznać nowe, nieznane zakamarki. A nuż kryła się w nich jakaś dama bez opieki? Finał był jednak niespodziewany. Nagle zastąpiła im drogę duża grupa niezbyt przyjaźnie wyglądających oprychów. Nasi bohaterowie walczyli długo i zaciekle... jednak, gdy Franko ocknął się, zobaczył nieruchome zwłoki swojego przyjaciela, a w uszach nadal brzmiał mu szyderczy śmiech niejakiego Klocka. Minęło sporo czasu, Franko trenował i walczył, nabierał sił, zerwał wszelkie powiązania z marginesem społecznym. Z dnia na dzień rosła w nim niepohamowana wściekłość. Myślał tylko o zemście...
Franko: The Crazy Revenge to polska odpowiedź na bijatyki pokroju Double Dragon czy Golden Axe, które niegdyś robiły zawrotną karierę w osiedlowych salonach gier. Naszego bohatera widzimy z boku, a cała filozofia polega na ciągłym chodzeniu w prawo i kasowaniu nadchodzących delikwentów. Mimo, że fabuła sugeruje coś zupełnie odmiennego, gracz może wcielić się nie tylko w postać Franko, ale także Alexa. Wybór jest wbrew pozorom dość istotny, jako że obaj panowie dysponują znanym tylko sobie zestawem ciosów. A wśród nich znajdziemy prawdziwy uliczny arsenał: wysoki, tradycyjne uderzenia pięścią, trzymania, ciosy z kolana, rzuty i tonę innych śmiercionośnych uderzeń.
Gra podzielona jest na kilka etapów. Pomiędzy głównymi poziomami, w których akcja ogranicza się do zabijania wrogów, mamy także etapy bonusowe, polegające na jeździe maluchem i nabijaniu na maskę przechodniów. Nasi bohaterowie dysponują trzema „życiami” i limitowaną energię, której aktualny stan odzwierciedla pasek znajdujący się w prawym, dolnym rogu ekranu. Obok znajduje się również licznik morderstw popełnionych przy naszym udziale. Nic istotnego, ale cieszy.
Franko charakteryzuje się bardzo specyficzną oprawą wizualną. Zarówno postacie bohaterów jak i wrogów to „delikatnie” przerośnięte mięśniaki, ubrane w ciuchy z minionej epoki. Otoczenie przypomina to co widzimy na co dzień w dużym mieście: odrapane kamienice i szare fasady bloków mieszkalnych. Animacja do rewelacyjnych nie należy, zwłaszcza tam gdzie najbardziej pożądana – podczas zadawania ciosów. Gra jest stosunkowo brutalna, chociaż krew wygląda bardziej jak kisiel niż cieknąca z obitych ciał wrogów posoka. Rozgrywce towarzyszy także muzyka oraz cały asortyment sampli (niestety, marnej jakości), pośród których możemy usłyszeć stwierdzenia pokroju „z buta” lub „spoko”...